Dzisiaj będzie trochę o pracownikach Sklepów z elektroniką, tzn z jakim zachowaniem i postawą najczęściej się spotykam. Zapraszam do czytania! Do napisania tego felietonu nakłoniła mnie sytuacja sprzed niecałego tygodnia. Poszedłem oddać telefon na gwarancję do salonu pewnej sieci. Wybrałem się akurat do innego niż zwykle z racji tego, że była niedziela, a tamten był zamknięty. Poczekałem chwilkę na moją kolej i podszedłem do stanowiska. Oddawałem Lg G3 i Xperie M4 aqua. G3 na gwarancję i M4 z tytułu rękojmi. Wcześniej już oddawałem telefony z tytułu rękojmi i był to jedyny sposób, by wymienili mi całe urządzenie na nowe. Pan jednak poinformował mnie, że nie zostało urządzenie zakupione u nich w salonie, więc nie mogę oddać w ten sposób. Zajęliśmy się drugim telefonem. Gdy skończyliśmy wypełniać papierki pan podziękował i mnie pożegnał kompletnie nie zwracając uwagi na drugi telefon leżący tuż przed nim. Gdy przypomniałem mu o nim, powiedział, że już mi coś na ten temat powiedział. Z lekkim zdziwieniem odpowiedziałem, że nie będę się kłócić, więc wyślijmy je na gwarancję tak jak tego LG przez chwilą. (adsbygoogle = window.adsbygoogle || ).push({}); Mimo wszystko, to tylko człowiek, więc stwierdziłem, że nie ma po co robić niepotrzebnego zamieszania. Od razu zmienił ton i nastawienie do mnie, i zaczął mnie zagadywać. Po dosłownie 3 zdaniach usłyszałem taką sentencję w związku z Lg G3: ” Jak na androida to długo wytrzymał. Wie pan, android ma duże i częste aktualizacje ale mniej przemyślane. Dlatego urządzenia z nim się częściej psują.” Nie odezwałem się ani słowem. Po chwili dodał w kontekście Xperii M4 aqua „Oj m4, wszyscy cię już znamy…” Tak jak mogę się zgodzić z awaryjnością M4, tak tekst poprzedni wrył mnie w ziemię. Zastanawia mnie, co ma system do felernych podzespołów produkowanych przez różne, niezależne firmy. Już pomijając ten fakt, widać było, że mamy do czynienia z zjawiskiem Fanboizmu, czyli ślepego wierzenia w daną markę. Nie ważne jakiej marki to dotyczy, co wypuszczają na rynek, Czy dobre czy złe produkty produkują. Osoba taka będzie skłonna kupić wszystkie produkty owej firmy, nie ważne co i jakie to będzie. Prywatnie korzystał – a jakże by inaczej – z Jabłuszka. Każdy ma swoje preferencje co do marek, więc jeśli lubi korzystać z produktów Apple nikt mu absolutnie nie broni. Problem zaczyna się w momencie, gdy czyjeś prywatne „preferencje” są niezdrowe i może to wpłynąć na decyzję klienta o zakupie produktu. Wypływa z tego prosty wniosek, osoby takie powinny pozostać bezstronne w sytuacjach, gdy ktoś chce dokonać zakupu lub może to zrazić klienta. Komu w zasadzie potrzebne było dodawanie swoich 3 groszy w tym wypadku, w szczególności, gdy to były totalne bzdury. Takie zachowanie wręcz niszczy wizerunek osób pracujących na takich stanowiskach. Tutaj dochodzimy do momentu, w którym zagotowałem się w środku i chciałem stamtąd wyjść jak najszybciej. Inną praktyką psującą wizerunek jest odgórne nakładanie przez firmę poleceń sprzedaży urządzeń z najwyższą marżą i tych zalegających na półkach. Najczęściej widać to w tych popularniejszych sieciówkach z elektroniką. Okej, przyznam się bez bicia, że takie praktyki może są nieetyczne, ale są skuteczne. Firma musi zarabiać, a typowym ludziom, którzy się nie znają sprzedaje się takie produkty i dzieje się tak od długiego czasu. Najgorzej jest jednak w sytuacji, w której taki sprzedawca w sklepie stacjonarnym lub telemarketer zorientuje się, że rozmawia z osobą znającą temat i dalej brnie w swoje. Nie tylko jest to irytujące, ale zraża to osoby do danego sklepu. Totalnym przeciwieństwem tej sytuacji jest moja wyprawa po słuchawki wczoraj. Jechałem samochodem i po drodze wstąpiłem do takiej sieciówki z elektroniką by wypróbować różne modele i rozważyć zakup. Wchodzę więc, szukam półki i po kolei testuję. Oczywiście wszystkie miały jakość dźwięku poniżej moich wygórowanych wymagań, więc poprosiłem o pomoc obsługę sklepu. Powiedziałem, że szukam czegoś do 250zł z dobrą jakością, nauszne przewodowe i by nie przepuszczały dźwięku z zewnątrz, niestety znalazłem tylko słuchawki z nie najlepszym dźwiękiem. Odpowiedział wprost: No, jakość tych na wystawie jest okropna. Nie mamy nic takiego na stanie, więc może pan zamówić do sklepu z naszej strony internetowej, przymierzyć je na miejscu i zdecydować o zakupie. Podziękowałem, i stwierdziłem, że się zastanowię. Na prawdę doceniam szczerość ludzi, jeśli widać, że jestem wymagający. Co więcej, ciesze się, że nie marnował nam obojgu czasu na bezsensownym przekonywaniu mnie na któryś model. Doceniam też ludzi, którzy szczerze potrafią dobrać elektronikę na kieszeń i potrzeby klienta. Byłem z moją babcią w sklepie w celu zakupienia dla niej laptopa na którym będzie prowadzić księgowość. Gościu nie owijał w bawełnę i od razu przeszedł do najniższej akceptowalnej półki cenowej. Polecił najtańszy z klasycznych laptopów (podajże 1100 zł) i powiedział, że to wystarczy, a niżej nie warto schodzić i bawić się w jakieś dotykowe hybrydy za 800 zł. 2 laptopy dalej leżał model droższy o 200 zł różniący się 2GB ramu. Nawet producent ten sam. Stałem kawałek babci, przyglądając się innym produktom i wsłuchując się w rozmowę tak, by mnie nie zauważyli. Wtedy pierwszy raz byłem w stanie się zgodzić w 100% z panem z obsługi. Kończąc ten tekst, uważam, że ludzie pracujący przy sprzedaży elektroniki powinni przechodzić jakieś dodatkowe kursy dotyczące co mówić a czego nie mówić w obecności klienta. Nie tworzyły by się jakieś dziwne problemy, a i klient i sprzedawca byliby bardziej zadowoleni. Dzięki za poświęcony czas na przeczytanie i zapraszam do kolejnych tekstów z serii Felietonów. A ty miałeś przyjemne i mniej przyjemne kontakty z takimi osobami? Pisz śmiało w komentarzach!